Radio kierowców, Program Pierwszy Polskiego Radia (zawsze słucham Trójki, od lat, ale akurat wtedy przełączyłem na Jedynkę): wczoraj jedna osoba zginęła na drogach, to pieszy, który został potrącony przez samochód. Przypominamy wszystkim pieszym, by zachowali szczególną ostrożność, pamiętali o odblaskach i zwracali uwagę na nadjeżdżające samochody. Serio Polskie Radio? Ani słowa do kierowców? Cała odpowiedzialność za przeżycie ma spoczywać na pieszym? Dla przyzwoitości mogliście powiedzieć coś w stylu: hej kierowcy, którzy pędzicie 100 km/h zamiast 70, zwolnijcie, bo poboczem może iść pieszy, nie zawsze będzie oświetlony, czasem będzie się zataczał, bo właśnie wraca z wiejskiej imprezy. Po prostu uważajcie na nich.
To, że raczej nie uważają, pokazują smutne statystyki. Od kilku lat w Polsce ginie ponad 1100 pieszych rocznie i niestety ta liczba nie spada. To jedna trzecia wszystkich ofiar wypadków śmiertelnych na drogach. W 2014 r. ponad 8000 pieszych zostało rannych. W ogóle smutne te statystyki, w 2014 r. umierało 21 pieszych tygodniowo, trzech dziennie. Jednym z pomysłów na poprawę bezpieczeństwa pieszych był obowiązek noszenia elementów odblaskowych poza terenem zabudowanym po zmierzchu. Ten obowiązek wszedł w życie w ubiegłym roku, ale niewiele zmienił, a w dodatku de facto przeniósł odpowiedzialność za bezpieczeństwo na pieszych.
Tak nie może być. Pieszy właśnie dlatego, że jest słabszy i ma mniejsze szanse, powinien być szczególnie chroniony. To na kierowcy powinna spoczywać odpowiedzialność za jego bezpieczeństwo. I w sytuacji, gdy auto potrąca pieszego, domyślnie wina powinna spadać na prowadzącego samochód jako tego silniejszego. Oczywiście jeśli okaże się, że to ewidentna wina pieszego, kierowca będzie zwolniony z odpowiedzialności. Podobny system działa w Holandii, jeśli dochodzi do zderzenia pojazdu motorowego z niemotorowym, jak np. rower, domyślnie przyjmuje się winę tego pierwszego, a potem się sprawdza, jak było i kto jest sprawcą wypadku. To, co piszę, brzmi może rewolucyjnie, ale tylko dzięki takim zmianom do naszych kierowców wyjdzie jasny sygnał, który być może zmieni trochę myślenie, że to nie auta są najważniejsze.
A teraz są zarówno w prawie jak i w naszych głowach. Niedawno była okazja, żeby zrobić krok w dobrym kierunku – w Senacie była głosowana nowelizacja prawa o ruchu drogowym, która zakładała pierwszeństwo pieszych zarówno przed, jak i na przejściu dla pieszych. Niestety „dzięki” senatorowi Aleksandrowi Pociejowi z PO, który zgłosił wniosek o odrzucenie tego pomysłu i senatorom z PiS, którzy go poparli, ustawa trafiła do kosza. Tzn. do Sejmu starej kadencji, a ten już nie zdążył zająć się tą sprawą.
Jak przyjemnie się żyje, gdy piesi są lepiej traktowani, można się przekonać podróżując do zachodniej Europy albo do USA. Tam kierowcy z daleka dostrzegają pieszego i się zatrzymują z uśmiechem. U nas pieszy wciąż jest intruzem, traktujemy go jako przeszkodę na drodze. Oczywiście inaczej jest, gdy to my jesteśmy pieszymi, wtedy przeklinamy kierowców samochodów, że pędzą jak szaleni i nam nie ustępują.
Nie zrozumcie mnie źle – pieszy powinien dbać o swoje bezpieczeństwo, powinien nosić odblaski i zrobić wszystko, żeby kierowcy widzieli go z daleka i żeby maksymalnie się chronić. W ogóle nie ma dyskusji na ten temat, na takim poziomie indywidualnym każdy z nas powinien się tak zachowywać. Natomiast na poziomie państwa czy regulacji musimy tych słabszych uczestników ruchu chronić najbardziej, jak się da.
Przed nami długa droga, skoro nawet publiczne media tego nie widzą. To one w pewnym stopniu kształtują naszą świadomość albo przynajmniej umacniają stereotypy. To, jakich słów i argumentów użyją, ma znaczenie. Jest różnica między komunikatem, że zginał pieszy potrącony przez samochód, prosimy pieszych o maksymalną ostrożność, a takim: Zginął pieszy potrącony przesz samochód, prosimy wszystkich kierowców, żeby zwolnili i zwracali szczególną uwagę na pieszych idących poboczem. W ogóle ja bym chętnie postawił w każdej wsi próg zwalniający albo jakieś inne bariery, bo bardzo mi szkoda mieszkańców tych wsi, przez które biegnie główna droga, którą w dodatku można legalnie jechać 70 km/h, w praktyce szybciej. Dla nich każde przejście przez jezdnię to ryzyko utraty życia. Ale to temat na inną notkę.
zdj. Miastamaniak, a na zdjęciu San Francisco