Na ulicy Stolarskiej w Krakowie mieszczą się trzy konsulaty i od niedawna jedna “ambasada”, czyli miejsce dedykowane krakowskim organizacjom pozarządowym i ruchom nieformalnym, chcącym zmieniać miasto na lepsze. Pomysł jest innowacyjny i trudno porównać Ambasadę do czegoś, co znacie. Klimat jest podobny jak w agencjach kreatywnych, cały czas coś się dzieje, spotykają się ludzie z różnych światów, a po ścianach można pisać. To trochę taki coworking dla NGOsów. Z tego co wiem, Kraków jest pierwszym miastem w Polsce, gdzie coś takiego powstało. Rozmawiam z Janem Szpilem, który zarządza Ambasadą.
Miastakaniak: Czym jest Ambasada Krakowian?
Jan Szpil: Najkrócej mówiąc to 110 metrów kwadratowych powierzchni biurowej przeznaczonej do korzystania dla organizacji pozarządowych i ruchów, które zajmują się szeroko pojętym miastem.
M: Po co takie miejsce powstało?
JS: Po pierwsze to przestrzeń, gdzie można po prostu przyjść i popracować. Organizacje pozarządowe czy ruchy miejskie, które nie mają swoich biur, mogą się u nas spotykać. Co ważne, żeby móc korzystać z Ambasady, nie trzeba mieć osobowości prawnej. Drugi cel działania tego miejsca to integracja – na początek planujemy zorganizować cykliczne śniadania dla różnych organizacji, które będą mogły przy okazji opowiedzieć, czym się zajmują. To z kolei prowadzi do trzeciego celu, czyli tworzeniu pewnej wartości dodanej – chcemy, żeby powstawały projekty przekrojowe, prowadzone przez ludzi z różnych organizacji. To zresztą już zaczyna się dziać.
M: Ile organizacje kosztuje korzystanie z Ambasady?
JS: Nic, nie mamy nawet osobowości prawnej, żeby móc pobierać opłaty. Teraz obowiązuje zasada, że jeśli korzystasz z naszej przestrzeni, to zadbaj o nią. Np. jedna z organizacji, która się tu spotyka, kupiła nam worek kawy, inni pomagają sprzątać. Rozliczamy się w barterze.
M: To z czego się utrzymujecie?
JS: Ambasadę Krakowian ufundował Sławek Ptaszkiewicz, krakowski radny, kandydat na prezydenta miasta. Zapewnił nam finansowanie na dwa lata, dlatego teraz mamy duży komfort, możemy się skupiać na działaniu i tworzeniu strategii, nie musimy szukać pieniędzy na bieżącą działalność.
M: Czy nie boisz się zarzutów, że to działanie polityczne i Ambasada będzie wykorzystana w kampanii wyborczej Sławka (Ptaszkiewicz ogłosił, że będzie kandydował na prezydenta Krakowa)? Poza tym ty jesteś bardzo rozpoznawalny w świecie krakowskich NGOsów, czy nie ryzykujesz trochę swojego autorytetu?
JS: Owszem, zaryzykowałem w pewien sposób i pewnie byłoby łatwiej, gdyby tego kontekstu kandydowania Sławka nie było. Ale umówiliśmy się, że to będzie miejsce tworzone przez ludzi, którzy tutaj działają, Sławek nie ma tu narzucającej roli. Patrzę na tę inicjatywę jak na szansę. Trochę poznałem Sławka i zyskał moje zaufanie. Zdecydowałem się prowadzić to miejsce, bo to jest konkretna propozycja na zrobienie czegoś fajnego.
M: Jak doszło do powstania Ambasady?
JS: Pomysł wyszedł właśnie od Sławka, on wcześniej wsparł koncepcję Alei Mogilskiej (wpis Miastamaniaka na ten temat dostępny tutaj) czy ul. Krupniczej, stąd się znaliśmy. Zaproponował, że ufunduje to miejsce i będzie je utrzymywał przez dwa lata.
M: Kto może korzystać z Ambsady?
JS: Mamy ograniczone zasoby więc musimy jakoś selekcjonować organizacje, które przyjmujemy. Preferujemy ruchy i inicjatywy, które mają przełożenie praktyczne, najlepiej jak są bezpośrednim działaniem. Na początku było sporo zapytań dotyczących spotkań nazwijmy to bardziej intelektualnych, nie, nam chodzi o działanie, preferujemy ruchy pozytywistyczne z Krakowa. Główne pytanie rekrutacyjne brzmi: jaki masz pomysł na zmienianie Krakowa na lepsze?
Podoba mi się też zasada: jeśli jest robota do zrobienia, zacznij ją robić. Nie chcemy tylko mówić o problemach, chcemy szukać ich rozwiązań. Ambasada jest działaniem innowacyjnym i eksperymentalnym. Daliśmy sobie na razie trzy miesiące okresu próbnego, żeby zobaczyć, jak to działa w praktyce, kto się bardziej zaangażuje, jakie pojawią się inicjatywy. Na razie codziennie coś się dzieje, non stop są spotkania. Upiększamy też miejsce, niedługo pojawi się identyfikacja wizualna, przed budynkiem będą stojaki rowerowe. To miejsce żyje.
M: Dziękuję za rozmowę
fot. Mieszko Stanisławski, Przemek Walocha